Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/261

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Joby tobie i jom zabiéła — rzekła Maryna.
— Kochasz mnie jeszcze?
Maryna nie odpowiedziała, tylko dłonią poszukała, gdzie było bijące wojewodzica serce.
Tymczasem zwycięztwo pod Beresteczkiem zgniotło do cna chłopskie bunty. Wieści o szerokich pogromach chłopskich, karach i zemście szlacheckiej dochodziły coraz gęstsze i straszniejsze, a Sulnicki wściekły na Sieniawskiego, że go w Zaborni w pustkowiu trzymał, sam hulał i żołnierzom hulać pozwolił. Rozpoczęły się pożary, gwałty, mordy, łupieztwa; co noc płonęły domy w wielu miejscach, łunę olbrzymią na niebo rzucając. Łunami pozdrawiali się wzajem comes Lanckoroński, później od chłopów zabity, rotmistrz Cikowski i Sulnicki sieniawczyk.
W jedną taką czerwoną noc obudził się Krzyś i rzekł do swojej żony Byrki:
— Byrka, jak tak dalej pudzie, to ono wej i do nas przydzie.
— O bo przydzie! — potwierdziła Byrka z zajadłym babskim pesymizmem.
— Jak sie nie przeonacy na inacy, to bedzie źle.
— O bo bedzie!
— Ratować sie trza.
— No trza!
— Rence jest, ino głowy niémas — rzekł Krzyś.