Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ostawić? Jo juz niewiem rady nijakiéj... Na dwaścia ludzi, na dwa sta ludzi ciupagi by sie nasły teroz po wojnie, kie hłopy dobre jus w doma, ale na dwa tysiące!... Zginie nase pokolenie Toporów Jasiców, bo pokiel jo zywy, ani tobie, ani Herburtównej on nie weźnie, ale pote co?...
— Trza zwołać jutro Toporów, Zelaznego, Leśnego, od Muru — rzekła Maryna.
— No i co? Na co, hojby my zwołali? — odrzekł Sobek. — Coz poradzom? Trzaby z dziesieńci mil wkoło hłopów pozwołować, a i toby jesce nic nie płaciło ku teléj siéle. Dwa tysiąca wojska! Hébaby Walilas z Łamiskałom z grobu powstali,[1] cobyś obstał!
Dźwignął się z pod smreka i w milczeniu ku domowi szli.
Tam on do czarnej izby lec poszedł, bo jeszcze do rana daleko było; Maryna zaś do białej świetlicy, gdzie z Herburtówną sypiały.
— Tyś to, Marynko? — zapytała, budząc się, Herburtówna.
— Jo.
— Wychodziłaś? Gdzieś była?

— Niescęście — rzekła Maryna, siadając na pościeli. — Ten kramorz, co haw béł, to béł przebrany pana Sieniawskiego słuzący; pana Sieniawskiego dwa tysiąca zołmirzów kiélka mil

  1. forma powstawali.