Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I różne jeszcze różne powieści prawił stary, stuletni Kret, a dziewczę słuchało.
Nieraz też juhasi kolejno, jeden za drugim, przy muzyce czyjejkolwiek tańcowali w szałasie wieczorem, a potem często cała gromada chłopaków, gońców, wyskakiwała na raz »drobnego». A czasem chłopcy »cud broili«: na głowach stawali, na rękach chodzili, we watrę się prali, na drągach na poprzek pod dachem powtykanych wieszali się jak małpy.
A że dziewczę rado słuchało, więc i śpiewywali, po dwóch i po trzech, lub wszyscy razem w szałasie bacowskim, a nigdy nic nieprzystojnego i nigdy nawet uwagi, ani gany starsi młodszym dać nie musieli. Niekiedy stary Kret, w zamyśleniu podczas śpiewów siedzący, przyćmionym, głuchym głosem zawiódł:

Musem jo se musem siekiérke nastalić,
bo mie obiecujom przi dziéwcynie zabić!...

i znowu w zamyślenie stuletnie zapadał, w zapamieć...
Gdy nikogo w szałasie nie było, gdy juhasi owce w upłazy pognali, a baca ku nim wyjrzeć poszedł, naówczas miało dziewczę gości: szare ptaki, gazda szałaśny i siwarnik śmiało koło szałasu się kręcili, ze świergotem i piskaniem, i zlatywał czasem z wysoka tęczoskrzydły, z dzióbem podobnem do żądła motyl skalny, pomurnik,