Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Począł się przechadzać po izbie, a cielę beczało głodne. Użaliło się go Toporowi i częstował je, mówiąc:
— Ze bodej ze to keny, bodej! E wtoz to widział płakać! E coz mie lizes, e dziadulko? Nie dostanies połedninki pilno, bo zakiel ta z odpustu gaździno przijedzie!... Mos młodzicek, mos sianecko, prógujze... Niebec nic!...
Dawał cielęciu siano z ręki, a ono chwytało raz za źdźbła, raz za palce; stary Topór uśmiechał się z rozrzewnieniem.
W tej chwili silnie ktoś zapukał do izby, tak śmiało i silnie, że Topór pomyślał: cy Litmanowski Nędzów Janosik, cy co? — i głośno zawołał.
— Nie zaparte!
Otwarły się drzwi i schylając głowę pod nizką framugą dworzanin Sieniawskiego, Sulnicki, wstąpił przez próg, a za nim ukazało się kilku sieniawskich kozaków.
— Niech będzie pochwalony! — ozwał się Sulnicki.
— Niegze bedzie. Witojcie panie! — odpowiedział Topór wyciągając ku niemu rękę. — Co haw fcom?
— Takeśmy po drodze wstąpili — rzekł Sulnicki, siadając na ławie. — Na mléko. Uczęstujecie nas?
— Gaździnéj niémas — rzekł Topór z zakło-