Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— E! — zauważył Krzyś z niedowierzaniem, spoglądając na Topora.
— Prziwiezła by ta co kiedy gaździno! — ozwała się Jewka, wychylając głowę z drzwi. — Dy to łakome, jak pies, a skąpe, co cud!
Stary Topór zaczął się śmiać.
— Słuśnie gado.
Jewka zaś zakończyła:
— Obiod!
— Pojdze — rzekł Topór do Krzysia, zapraszając.
— Je dy ta — odpowiedział Krzyś z ceremonią, choć na obiad czekał pożądliwie.
— E pojdze ino! Podź.
— Je dy ta — powtórzył Krzyś i poszli do izby.
Tam Jewa postawiła przed nimi krupy warzone i dymiące mięso baranie. Dobry obiad we wielkie święto.
Podsunęła Toporowi baraninę, a Krzysiowi krupy, ale Krzyś rzekł:
— Wy mie krupami nie siélcie, ba mi dejcie klubre miésa, bo mi z miésa nie źle.
Usłyszawszy to Topór śmiać się zaczął i sam gościowi mięso w misie przysunął, mówiąc:
— To to taki skąpy brzydoś, jak i Sobcockula, ta Jewcia.
Jedli. Krzyś połykał i połykał, bo żarłoczny, choć mały był. Nie mogła Jewa wytrzymać