Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jany, do stanu, złotemi wstążkami szamerowany na piersiach i lamowany w pasie i z tyłu. Spodnic wiele, a na wierzchu wzorzystą, ciemnogranatową w siwe tłoczenia — ku temu buty żółte wysokie, a na ramiona rańtuch biały cieniuchny. Tak strojna powiozła się z czeladzią wozem o drewnianych osiach, zgrzypiącym, »parą końmi«, tęgiemi kasztanami, któremi pacholik niemy powoził.
W domu została tylko niemłoda szpetna służąca, słuzka, Ewa od Koślów ze sąsiedniej Pardółówki, i małe cielę, co w izbie mieszkało. Jak to u gazdy.
Ciepły wiatr podmuchiwał.
— Wiés Symuś — mówił stary Topór — co ci powiém, to ci powiem, ale ci powiem: ciepło.
— Ciepło. Taki wiater, jak grzane piwo — odpowiedział Krzyś.
— Hej wiera, ciepło. Taki dzień, jak wte, kie Sobek z hłopami w Ciorśtyn seł.
— Taki.
— Nie dał Bóg — rzekł stary Topór i zasmucił się.
Ale Krzyś jedno brzydził się smutkiem, drugie nie poniósł osobiście żadnej szkody, trzecie o humor i zdrowie bogatego Topora, swego hojnego przyjaciela dbał, rzekł więc:
— Nie trapmy sie. To na nic. Kieby ziemia béła smutna, toby ś niéj kwiaty, ani jagody nie rosły.