Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Maryna z Hrubego.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Słysałak...
Wtem, kiedy się już krew dodymiała w miedzi, a mięso zeżarły smolne płomienie, zerwała Maryna grube czerwone korale, setki talarów warte, ze szyi i rzuciła je na stos, wołając:
— Co nodrogsego mom — wom dajem!
Spojrzała po sobie — nie miała więcej kosztownego na sobie nic; więc zdarła z ramion złotemi kwiatami haftowany gorset i prasnęła na stos z wołaniem:
— I to! Hoć biédne!...
Nagle wzrok jej padł na złoty medalion święcony w Krakowie, który świecił w rozwartej koszuli na piersiach Teresi, powieszony na czerwonej wstążeczce; poskoczyła ku niej i urwała go ze wstążki.
— Maryna! — krzyknęła Teresia przerażona. — Coz ty robis?!
— Okfiarujem go Niji, pani miłosierdzia, piekieł królowéj!
Teresia zasłoniła twarz obu rękami ze zgrozą i uciekać jęła ku domowi, sama zaś Maryna, jakby przerażona swym czynem, przez chwilę stała bez ruchu i słowa nad ogniem.
A gdy była już zupełnie sama, pośród milczących jodeł, smreków i buków, co tam rosły, w dzień cichy, padła na kolana i podniósłszy ręce na głowę, z płaczem i szlochaniem zawodzić zaczęła:
— Dziedzilijo, pani miłosna, ty co wieniec