Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Janosik król Tatr.pdf/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Trudno było rozeznać człowieka od człowieka w nocy i we mgłach. Lecz Janosik kilkadziesiąt pochodni w kącie sieni stłoczonych spostrzegłszy, pochwycił jedną, drugą złapał Sobek — zapalili od kaganka.
— Podpalmy karczmę — krzyknął Janosik. — Będzie widniej!
Przytknęli więc pochodnie do słomy poszywającej dach karczmy, w której zaszli znienacka Sieniawskiego i jego śpiących żołnierzy i pachołków. Płomień się dał ujrzeć prędko; poszycie było suche od spodu.
Skoczyli w drugie; w trzecie, w dziesiąte miejsce — ze wszystkich stron podpalony dach buchnął płomieniem. Rozległ się wrzask i lament żydów arendarzy.
Z płonącej karczmy wybiegli chłopi i wywiedli Sieniawskiego.
Jak straszne odyńce, co kłami prują stado wilków z niemi sparte, mordowali dworzan i żołnierzy sieniawskich Gadeja, Madeja i Mocarny Stopkowie, Janosikowe towarzysze, a obok nich gruchotali im ciupagami kości Sobek Topór i Franek Marduła. Stary Sablik, gęśliki do rękawa od czuchy wpuściwszy, niedużą swoją na długiem toporzysku ciupagą raz wraz w łeb dragona, czy dworzanina przebiegającego mimo szybko śmignął, a Krzyś zboku za płotem stał, skrzypce pod pazuchą, a ciupagę w garści trzymając i podziwiał. Podziwiał on nieopodal walczącego Janosika Nędzę, który zdał mu się być djabłem, nie chłopem. Janosik zresztą nie walczył żadną bronią — walił on ludzi człowiekiem. Ująwszy pod gardło i za brzuch dragona, grzmocił sieniawskich to nogami jego, to głową, jakby snopem bił. Padali sieniawczycy od uderzeń krwawego trupa żołnierza, któremu mózg na hełmie czyimś wyprysnął.
— Jezus Maryja! — myślał Krzyś w zachwycie. — Jedy by ten człekiem młócił, jak drugi cepami!...