Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Janosik król Tatr.pdf/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Choćbyście mię tu umęczyli nie powiem nic, bo nic do powiedzenia nie mam.
— Chyba to jedno: nie dziś, to jutro! Zresztą wiecie wszystko!
Ale biskup Gębicki miał list proboszcza z Lubnia w ręku. Posłano pięćdziesięciu dragonów do Pcimia i ci na siodle rektora Martinusa Radockiego rzemieniami umocowawszy, przywieźli go do Krakowa, gdzie był przed sąd stawion, męczon, lecz, tak samo jak Łętowski, mówił, że nic nad to, co wiadomem jest, do powiedzenia nie ma.
Wyrok sądu zapadł: osądzono Radockiego na ścięcie, Łętowskiego na ćwiertowanie, Kostkę na pal.
Jechał ksiądz opat biskup Pstrokoński do Krakowa wstawiać się za Kostką, ale gdy mu powiedziano, iż wydany dla klasztoru tynieckiego list żelazny powagę powszechną zwrócił, uląkł się. Uląkł się tem więcej, że stosunki Kostki z sekciarzem Radockim, wrogiem panującego Kościoła, podejrzenia jakowe i na niego zwrócić były mogły.
Zgłosił się tylko na zamku, iż jako dawny obwinionego znajomy i wychowawcy jego, nieboszczyka kasztelana Rafała Kostki przyjaciel, wyspowiadaćby go chciał, naco pozwolono.
Było rano wczesne w dzień egzekucji, kiedy go do celi Kostki puszczono.
Kostka leżał na słomie, oczy miał otwarte, w słup stojące, nieruchome.
— Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus — ozwał się opat próg przestępując.
— Niech będzie na wieki wieków. Amen. — odpowiedział skazany, nie patrząc kto wchodzi.
— Synu, niosę ci ostatnią pociechę przed śmiercią — rzekł opat.
Kostka wzniósł głowę i poznał przybyłego.