Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Janosik król Tatr.pdf/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Sieniawski popręgu koniowi popuścił i wędzidło podpiął, aby się paść mógł, poczem na trawie nawznak się położył.
Wpół godziny, albo mało co więcej, wypadła Maryna z lasu okrakiem oklep na koniu, w pełnym galopie, z workiem i koszyczkiem w jednej ręce, w drugiej z siekierą. Gnała z leśnej drogi polaną, co koń, niski, krępy kasztan mógł wyskoczyć.
Sieniawski z trawy wstał, a Maryna zwłóczyć chróst na ogień zaczęła. Z pomocą jej siekiery i podróżnego toporka wojewodzica w mig olbrzymia watra buchnęła. Dobył Sieniawski wino i wódkę z troków, spyrkę nożykiem krajał i na patyku skwarzył; popijał. Za ten czas bób i fasola się gotowały.
Ucztę miał smakowitą, w kłębach dymu, wśród iskier trzaskających z żywicy.
Gdy się posilił, Maryna z pustoty świeże smolne smreczki i jodełki ciąć zaczęła i na ogień je ciskać; skoczył i Sieniawski do tej uciechy. Wybudowali stos na człeka wysoki, że się zdawało, iż płomień i dym w niebo bije.
Ogary podrażnione jak na pożar wyć zaczęły.
Tak się poznali.