Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Janosik król Tatr.pdf/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A gdy dziewki Zubkosowe wyszły przed izby, ku strynie, zastały ją nieruchomo siedzącą na ławie, opartą plecami i głową o ścianę, wpatrzoną zamarłemi oczyma we mgły, poza któremi stały Czerwone Wierchy, gdzie Janosik lubił w ciepłe dni poglądać, leżąc pod świerkami na trawie, lub na ławie siedząc, z palcami za przypory portek założonemi i nogami wyciągniętemi przed siebie.
Nie śmiały się ku niej zbliżyć i odeszły.
Spotkał je Maciek, który ze stajni szedł.
— Wiesz, Janosik brat sie kazał spalić w Batyżowskiej Dolinie — powiedziała mu Krystka.
Maciek zbladł i stanął.
— Rany Boskie! Prawdę gadasz?
— Prawdę. Towarzysze w izbie.
— Cemuż ja z nim nie był, choć jeszcze jeden raz!
— Maciek — rzekła Krystka — weźże skrzypce, zagraj Janosikową nutę stryjkowi i strynie.
Więc poszedł Maciek cicho na nad górkę izbami, zniósł skrzypce, siadł za domem i we mgły grube grać począł Janosikową nutę.
Grał długo, do obiadu, na którym trzej towarzysze Janosikowi zostali. Słuchali wszyscy, w milczeniu. Dusza Janosikowa głosiła się do nich. Przyszła z za wierchów, z za Tatr i słuchała swojej nuty tanecznej. A tak się zdawało, że chwila, a usłyszą wszyscy jego głos:

Nie bój sie Janicku, nie bój sie nie zginies!...

A gdy poobiadowano, na wszystkich starczyło, legli starzy Nędzowie bólem, żalem i wiekiem zmożeni na pościel spać, trzej towarzysze Janosikowi do domów swoich odeszli. Wojtuś w chałupie został kozikiem strugający z brzostowego drzewa, Krystka zaś i Jadwiga wyszły z Maćkiem od stryjków i powracały do siebie.

Koniec.