Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Janosik król Tatr.pdf/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zamknięta oczom przerażonym martwą, skrzesaną w niezmierzoną głąb głuszą.

*

Mgły zawaliły świat. Mgły jesienne, grube, ponure, w których najbliższe drzewa, najbliższe domy nikły niewidzialne. Góry i dolina utonęły w pomroku, słońce zczezło w nim, zda się na wieczność.
Wrota od obory okolicznej skrzypnęły, psy wszczęły hałas, ale ucichły.
— Jakiś znajomy chłop idzie — rzekł stary Nędza do żony, która koszulę męską cienką igłą ślicznie haftowała.
Trzej towarzysze Janosikowi, Gadeja, Mateja i Mocarny, czarni od trudu skał, stanęli u progu sieni, u drzwi pół uchylonych, jak to u gazdy, gdzie czeladzi wiele i ten i ów ze sprawą przychodzi.
— Idź ty pierwszy — rzekli Mateja i Mocarny do Gadei, którego Janosik najwięcej lubił i cenił i którego starzy Nędzowie najwięcej pośród nich radzi widzieli.
Wstąpił Gadeja pierwszy w sień, wysoki próg przekraczając i głowę pod ocapem chyląc, otwarł drzwi od białej izby świętalnej i wchodząc rzekł:
— Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.
— Niechże będzie. Witajcie! — odpowiedzieli starzy Nędzowie.
Trzej chłopi weszli i stanęli rzędem przed drzwiami za sobą zawartemi.
Popatrzyli na nich Nędzowie.
— Trzech was — rzekł stary Nędza.
— Trzech.
Grdyki towarzyszom Janosikowym zadrgały; milczenie zapadło.
Wszyscy chłopi opuścili głowy, tylko stara Nędzowa nie przestawała cieńką igłą ślicznego haftu na koszuli wyszywać.