Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Janosik król Tatr.pdf/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

winy, gęsto i zbicie otoczoną krzami, wysokiemi nad człowieka.
— Chłopcy! — rzekł Janosik. — Dajcie mi zbroje moją.
Odebrał z ich rąk rusznicę, pistolety i noże zbójeckie.
— A teraz posłuchajcie mnie!
— Co chcesz robić? — zapytał Gadeja niespokojnie.
— Podpalcie kosodrzewinę z trzech stron.
— Na co?
— Będziecie widzieć. Migem!
— Znak chcesz dać dymem? Komu? Chyba wojakom, że my tu jesteśmy.
— Macie czas uciekać, zanimby przyszli.
— A ty co?
— Zobaczycie. Migem podpalajcie! Dokoła!
Trzej towarzysze Janosika skrzesali ogień i podpalili kosodrzewinę, on zaś stał między krzakami w pośrodku.
— Janosik, bo cię ogień ogarnie! — rzekł Gadeja.
Ale Janosik odpowiedział:
— Jeszcze czas! Pomału gore, dajcie mi ręce.
Dali mu ręce swoje i ździwieni i nierozumiejący stali chłopi, aż Gadeja, patrząc w lico Janosika, ozwał się powoli:
— Jezus Maryja, Janosik! Coś ty zamyślił? Śmierć se chcesz zrobić!?
— Cofnijcie się od ognia — rzekł Janosik. — Z rówienki...
Chłopi się cofnęli, on zaś mówił:
— Wy mnie słuchać musicie do końca! Zaprzysięgliście. Póki ja żyw, ja herszt, a wyście sprości towarzysze. Pójdźcie tu!
— Janosik! — ozwał się Gałajda błagalnie, w sercu niewiedzącem przeszyty.
Ale Janosik mówił:
— Chłopcy! To nie mogło być, coby ja się dał pobić.