Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Janosik król Tatr.pdf/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Piersią skalną spadł prostopadle ku dolinie Niefcyrke, Hruby Wierch go zastawił, jak mur.
Groźno, straszno jego łeb złoty, nad lasy widny, słońcem uwieńczony, ku Janosikowi pozierał.
Tak się Janosikowi Nędzy Litmanowskiemu z Nędzowego Gronika w Kościeliskach wydało, jakoby moc liptowskiego ojca Krywania wyzywał.
Dał Janosik odpoczynek chłopom przed wyprawą w lasach pod Krzywaniem. Do wieczora mieli wypoczywać. Z łuków zwierzyny nastrzelano i było co jeść, ale surowe mięso ze solą chłopi musieli pożywać, bo Janosik ognia kłaść bronił, aby dymy nie zdradziły, choć lasy były nieprzejrzane naokół.
Wiadomo, że djabeł nigdy nie śpi, a jak nie ma co robić, to pazury o kopyta brusi.
Poszli sobie Marduła, Gałajda i Krzyś do lasu.
Szli dalej, nagle zatrzymał ich dojmujący widok. Na perci leśnej nad kotlinką młody niedźwiadek, piastun, ale już spory i tęgi, wyszczerzył na nich zęby i usiłował podnieść się na zadnie nogi z groźnem gwałtownem mruczeniem; za lewą tylną nogę był on chwycony w żelazną paść, w oklepiec.
— Jezus Maryja! — krzyknął przerażony Krzyś i wtył się cofnął. Marduła w jednej chwili wzniósł ciupagę do góry, ale Bartek Gałajda przytrzymał go za rękę, mówiąc spokojnie:
— Dajcie pokój, to młode i w oklepcu.
Żelazna paść zastawiona była na ścieżce, którędy woły na halę pędzono, a nad nią, jakie jest prawo myśliwskie, wbita była żerdka z deseczką poprzeczną w krzyż u górnego końca dla ostrzeżenia przechodniów.
Dwie półobręcze z długiemi i wielkiemi śpiczastemi zębami, rozłożone szeroko w mchu, zwarły się, gdy niedźwiadek nastąpił na sprężynę, przyczepiony zaś na gru-