Kochanko, wczoraj rożę przyniosłaś mi świeżą,
dziś straciła już zapach i kolor — umiera —
kiedym na ten świat patrzał, dziwną wizyę miałem —
zdało mi się, że w grobie zwłoki twoje leżą
a grób ten się powoli przedemną otwiera
i dźwignęło się wieko trumny nad twem ciałem.
Byłaś podobna sobie, lecz jakże zmieniona!...
Cała woskowej barwy, twe oczy błękitne
zapadły się w głąb czaszki, zamglone i szkliste;
rój robaków się wgryzał do twojego łona,
kłębił się pożerając biodra aksamitne,
wkręcał się w twoich włosów jedwabie złociste.
Gdyś weszła tu, zniknęło okropne zjawisko,
lecz pamięć jego w mózg mój wdziera się namiętnie
niosąc ze sobą zgrozę, szyderstwo i trwogę — —
Czujesz?... Śmierć jest nad nami tak blizko, tak blizko,
słyszałbym krok jej w każdem serca twego tętnie,
zbyt mi straszno i smutno — — pieścić cię nie mogę..