Strona:Kazimierz Orłoś - Cudowna melina.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

srebrną blachą, baretki odznaczeń na piersi. Siwe wąsy przyczesane starannie, policzki gładko wygolone. Wydawało się, że jest wyższy niż naprawdę, choć sięgał tylko ramion Kuleszy i Olejniczaka.
Po Turoniu zaczął przemówienie sekretarz Miedza. Normalnie — z kartki. Ludzie widzieli, jak wyjmował z futerału okulary, o krok wysunął się przed pierwszy szereg. Rozłożył kartkę papieru podaniowego, na której miał napisane przemówienie. Zerknął na papier i zaczął:
— Drodzy towarzysze i obywatele!
To było wszystko, co Miedza zdążył powiedzieć. W tym momencie na czystym niebie (na którym Krzywy Stefan próżno szukał cieni, o jakich wspomniał przewodniczący Turoń) pojawił się odrzutowiec. Widać było tylko srebrny punkcik, który czasem błyskał w słońcu. Rysował pienistą smugę. Ludzie na placu i na trybunie podnieśli głowy. Krzywy Stefan także spojrzał do góry i w tym momencie usłyszał trzask. Był to trzask cienki i przejmujący, jak jęk drzewnej piły. Stado wróbli z akacji na skraju placu zerwało się przestraszone i z furkotem skrzydeł odleciało na dachy bloków po drugiej stronie.
Porządkowy Lewandowski mówił potem do Okrasy:
— Powiedziałem ci, Stasiu, że za dużo wpuściłeś. Kto to widział, żeby na taką małą trybunę pakować trzydzieści trzy osoby?
— Mieli karty — protestował Okrasa. — Jak Boga kocham. Ani jeden nie wszedł bez!
Krzywy Stefan wspiął się na palce. Wszystkie głowy, które jeszcze przed chwilą widział nad wysoką obudową z płyt pilśniaków — teraz znikły. Pojawiły się po chwili ręce — jedne przy drugich, cały rząd. Uwięzieni próbowali pewno podciągać się na ramionach, ale było za wysoko. Wielkie pudło zatrzęsło się jak żywe. Spadła litera M z białego kartonu i dwie