Przejdź do zawartości

Strona:Kazimierz Bujnicki - Biórko.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Lecz wróćmy do Agaty. Zagrzebana w domu Łapcewicza, zajęta ciężką pracą; nie widująca ni­kogo prawie, dała się jednak poznać, rzecz dziw­na, mieszkańcom ulicy trockiéj. Sprawdziło się na niéj przysłowie; że złoto błyszczy i w popiele. Nie wiedzieć jak i przez kogo rozeszła się wieść, od trockiéj bramy aż do kościoła XX. Dominikanów, że skąpiec Łapcewicz posiadał prawdziwy skarb w swojéj jedynéj słudze. Poczciwej Agacie o tem się nawet nie śniło, bardzo się więc zdumiała, gdy ten i ów, ta i owa, zaczęli jéj robić propozycje, i namawiać do zamienienia obecnéj służby na nie­równie lepszą. Myślała z razu, że to były żarty i zbywała mniemanych żartownisiów machnieniem ręki, lub prośbą, żeby się z biédnéj nie natrząsali; lecz gdy nareszcie przyszło się jéj przekonać, że to wszystko było na prawdę, taką nalegającym na nią dawała odpowiedź:
— Najpokorniéj waszmości dziękuję za dobrą chęć, i nie odrzuciłabym zapewne ofiarowanych mi korzyści, gdyby się to dało pogodzić z obowiąz­kami méj wdzięczności dla pana Regenta. Bo ma­ cie wiedzieć że gdyby nie on, przysztoby mi mo­że zginąć marnie, lub przystać z ostatniéj biedy, Boże odpuść, na służbę do żyda. On mną nie po­gardził, obchodzi się ze mną po ludzku; ja go więc nie opuszczę, dopóki mych usług potrzebować będzie. —
Odpowiedź tę podało do ust Agacie poczciwe jéj serce, ale inaczéj wcale tłumaczyli ją sobie ludzie. — Trzyma się kutwy przebiegła liszka, — mówili — bo się spodziéwa, iż on nie mający dzieci ni krewnych, zapisze jéj swoje kapitały, albo się z nią