Przejdź do zawartości

Strona:Kazimierz Bujnicki - Biórko.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
I.
SKĄPIEC I JEGO SŁUŻEBNA.

Na schyłku przeszłego wieku mieszkał w mieście Wilnie, nie daleko trockiéj bramy w nie pozornéj wcale kamieniczce, pewien podżyły sknera tytułujący się regentem, którego, zwać będziemy Bonawenturą Łapcewiczem. Jaką drogą ten człowiek przyszedł do pieniędzy, o tém nikt powiedzieć nie mógł, nikt znowu o złe ich nabycie posądzać go nie śmiał, gdyż oprócz skąpstwa nic mu nie można było skąd inąd słusznie zarzucić. Nikomu nie pożyczał, więc lichwiarzem nie był, do kościoła uczęszczał pilnie, więc religijnym być musiał; ustępował każdemu z drogi, co dowodziło w nim pokory i miłości pokoju; nikomu jeść nie dawał, ale i u nikogo nie jadał, więc przestawał na swojém. O takim człeku coż powiedzieć?—At, dziwak, sknera, dusigrosz przeklęty—nic więcéj. Gmin, wprawdzie nazywał go takoż filozofem, boć w języku gminu, filozofa synonimą jest dziwak i na odwrót. Nasz zaś Bonawentura odbijał na sobie w rzeczy saméj pewne barwy starożytnych sekt filozoficznych: gdyż opończą przypomi-