Strona:Kazimierz Bartoszewicz - Trzy dni w Zakopanem.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dzień dzisiejszy jest świętem uroczystem, a więc prosto z »Klimatyki« poszliśmy do kościoła. Ubożuchny, wygląda jak nieco większa chata włościańska, a ginie przy Dworcu tatrzańskim, a choćby willi Jadwinówce. Obok jest cmentarzyk, bardzo zachęcający, bo bardzo mały; widocznie w Zakopanem niewielu musi być lekarzy, ztąd i większa śmiertelność nie weszła jeszcze w modę. Cmentarzyna znajduje się w godnym opłakania stanie: zarosły chwastem, z murem walącym się, nie nosi na sobie ani śladu jakiejkolwiek opieki. W jednem miejscu spotkaliśmy świeżą mogiłę, nawet porządnie darnią niepokrytą, na której wyczytaliśmy napis z brunatnych szyszek złożony, że spoczywają w niej zwłoki Chałubińskiego. Królowi tatrzańskiemu nie królewskie zaiste przygotowano mieszkanie, — a przecież sama wdzięczność ludu zakopańskiego powinna się była zdobyć choćby na kopiec z kamieni i na inny napis. Ten jaki jest, wygląda tak ohydnie i wstrętnie, iż przez szacunek dla papieru nie chcę obrazowo przedstawić, co właściwie przypomina. Górale zaczynają mi się mniej podobać nawet niż »Klimatyka« i gulasz wczorajszy[1].

  1. Grobowiec Chałubińskiemu wystawiła później rodzina.