Strona:Karolina Szaniawska - Sąsiadka.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
SĄSIADKA.
(PARĘ KARTEK Z ŻYCIA KOBIETY).
PRZEZ
Karolinę Szaniawską.

(Dalszy ciąg.)

Mimo spóźnionej pory, w oknach mieszkania „ideału” paliły się światła, sąsiadka moja uwijała się po kuchni, dobrze więc trafiłam. Obchodzono tam widać uroczystość święta „ognia”, który niestety wbrew tradycyi płonął pod blachą, podsycany kamiennym węglem, „kapłanka” strzegła wiernie swego ołtarza, dwie dziewki poświęcone również temu kultowi, uwijały się po kuchni. Były to widać przygotowania na dzień jutrzejszy, już nie pranie, sprzątanie, czyszczenie, cerowanie, lecz pewno... bal.
Moja piękna mieszała coś w donicy ogromną łyżką, dosypując od czasu do czasu przeróżne ingrediencye, w ruchach tej mumii nie było śladu pośpiechu, ożywienia, podnieconego nadzieją zabawy, ta sama zegarowa jednostajność, kamienny spokój maszyny funkcyonującej prawidłowo. Znać, że nie cieszy jej perspektywa rozrywki, ani przyspiesza bicia serca.
— Patrz pan — rzekłam do Kazimierza, lornetkę mu podając — oto masz obraz ideału w najpoważniejszej formie, jaką zwykł przybierać, ja widziałam już gorsze... trafiliśmy bardzo szczęśliwie... Jest to kobieta, która połowę życia przepędza w kuchni, a za cel spacerów zimą i latem obiera Żelazną Bramę...
Nie dokończyłam. Gość mój, przed chwilą tak energicznie usposobiony, niemal zawzięty, miał chłodny uśmiech na twarzy i równie chłodnem obrzucił mnie spojrzeniem.
— Cóż? — spytałam po chwili, dotknięta dziwną zmianą.