Strona:Karolina Szaniawska - Przy wigilijnym stole.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   15   —

— I cóż Julciu — spytał w konkluzyi swoich wywodów — a teraz każesz mi się żenić — zaślubić histerję, skrofuły, skłonność do gruźlicy, kataru kiszek, żołądka i tym podobne rozkosze, nie licząc już grymasów i wymagań na zaspokojenie których trzeba być wielkim panem.
— Tego ci wcale nie życzę kuzynku. Gdybym jednak znalazła coś podobnego do dawnej polskiej dziewoi?
— Dałabyś mi szczęście, którego podstawą jest zdrowie i siła.
— A wasze zdrowie, kuzynku?
— Masz słuszność, szepnął zmięszany — lecz jednocześnie za moją sprawą przemawiasz. Tem bardziej właśnie przyszłemu pokoleniu potrzeba zdrowych matek.
Pod smutnem wrażeniem skończyliśmy rozmowę, którą dosłownie przytoczyłam.
Czyżbyśmy matki miały być winne? Wszak celem naszego życia jest szczęście tych najdroższych. Nie ma ofiar, nie ma poświęceń, któreby nam zatamowały drogę! my się nie cofamy.. A jeśli prawdę powiedział?.. Może złą jest droga przez nas obrana, możeby lepiej, dopóki czas, na inną się zwrócic. Niech perkalik i wełna będą jedynymi materjałami na suknie dla naszych dziewcząt; zamiast skąpić żołądkowi z krzywdą organizmu, zredukujmy haracz składany modzie. Czyliż nasze córki nie mogą nosić ubrania dopóki się nie zedrze, czy kapelusik odrobinę wyższy lub niższy ujmę im przyniesie; — alboż zadaniem sukni jest zdobić kształtną figurkę? bynajmniej — niech ją tylko odziewa.
Proponuje stowarzyszenie, którego celem byłyby te zmiany. Nie trzeba nam zebrań, ani statutów; gromadźmy się pod wspólny sztandar, porozumiewając się między sobą tem jedynem hasłem; odżywiać dzieci chociażby kosztem największych ofiar, a skromną odzieżą zastąpić stroje.

Karolina Szaniawska.