Strona:Karolina Szaniawska - Moja pierwsza wycieczka krajoznawcza.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
KAROLINA SZANIAWSKA.
MOJA PIERWSZA
WYCIECZKA „KRAJOZNAWCZA“.


Idę polem: z obu stron wąskiej drogi, łany zbóż się ścielą, bławatkami ubarwione i kąkolem, bogate łany chleba powszedniego. Lecz chleb to niepewny; dość znoju ludzkiego kosztować jeszcze będzie, zanim ominą go grady lub gnicie na deszczu i złote ziarno wysypie się po klepiskach stodół. Ileż jednak trzeba ci tego trudu od człowieka, błogosławiona matko-glebo rolna, by żadne z dzieci twoich nie kładło się spać głodne, by miało dach i kąt — nie musiało szukać i chleba i dachu po dalekich światach...
Śmiech srebrny, młodzieńczy, budzi mnie z zadumy. Trzy panienki idą drogą, wesołe jak wiosna, której są żywym obrazem. Za panienkami chłopiec, uczniak prawdopodobnie, stąpa uroczyście i deklamuje swoje, czy cudze strofy. Mówi ślicznie, z przejęciem, odczuwa i rozumie to, co mówi. Przed chwilą brzmiały śmiechy; teraz, rzekłbyś, nawet przyroda spoważniała: wietrzyk ucichł, ani jeden listek na drzewie nie szeleści — wszystko zasłuchane, a oczy panien wilgotne.