Strona:Karolina Szaniawska - Moja pierwsza wycieczka krajoznawcza.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

miejscowość. Praca daremna i bezpożyteczna. Księżyc mi wszystko stroi po swojemu: nie wiem, co prawdą, a co fałszem — co jest naturą, co zaś jego mistrzowską dekoracyjną sztuczką. Widzę same cuda. Aż mi się w głowie kręci. Duszę mam pełną zachwytu.
Przystajemy: urok pierzcha. Wchodząc nowi podróżni, zaglądają do przedziału i, głośno, a grubo klnąc, znikają, by za chwilę powrócić.
— Może choć jedno miejsce? Zlitujcie się panowie!...
— Tu już dość ciasno — tłomaczy konduktor. — Dalej, proszę dalej...
— Możeby ta dama... Wyciągnęła się jak długa — na trzy osoby miejsce... pani, proszę pani!..
— Miłosierdzie boskie! — krzyczy dama. — Napad, czy co takiego? Gdzież ja jestem? Ach! jadę... Za swoje pieniądze jadę. Kto ma prawo mnie budzić? Teraz noc, a noc jest do spania. Ja zwykle w nocy śpię.
— Dla innych miejsca brak — tłomaczy konduktor.

(d. c. n.)