Przejdź do zawartości

Strona:Karolina Szaniawska - Dwie jagódki.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
KAROLINA SZANIAWSKA.
separator poziomy
DWIE JAGÓDKI.
POWIEŚĆ.

(Dalszy ciąg).

Nawykła do jej usług przy pracy w szwalni, do spojrzeń wielbiących, baczności na każde skinienie, Ludka dostrzegła chłód, zdziwiona nim, a później dotknięta. Spoglądała od czasu do czasu w stronę Rózi, nie odezwała się, lecz i z innemi dziewczynkami, dla których była zawsze łaskawą, nie rozmawiała również. Ale co najdziwniejsze, robota jej nie szła: ruch igiełki, żywy chwilami, wolniał, ustawał, opuszczała ręce na kolana, jak gdyby w zamyśleniu. Aż panna Zofia zapytała:
— Co tobie, Ludko?
— Mnie?... Nic... nic mi nie jest.
Spojrzenie Rózi gorące, serdeczne, padło na nią jak płomień, lecz, ruchem błyskawicznym, cofnęło się i ukryło w głębi źrenic. Pochylona nad robotą, dziewczyna pracowała pilnie; ani razu nie udało się Ludce pochwycić jej wzroku.
Trzy lekcye, trzy godziny pracy wspólnej upłynęły w ten sposób; przed czwartą Ludka sama zbliżyła się do Rózi.
— Mam list od ojca — rzekła uprzejmie — list długi i bardzo zajmujący. Przeczytam ci, gdy zechcesz.
Dziewczyna ledwie stłumiła okrzyk radości.
— Panienko!...