Strona:Karolina Szaniawska - Dobrodziej mimo woli.djvu/2

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Pokój jest duży, jasny, umeblowanie zdradza zamożność, obrazy i kwiaty gust pana domu. Na zielone sukno biurka, dębowe jego ramy, przyciski, kryształowe kałamarze, kubki, popielniczki i zmięte rysy Ziarneckiego przez szyby dwuch olbrzymich okien płyną fale słońca. Rozpryskują się leciuchno w złociste iskierki, zapalają, gasną, drgają, załamują, lub tworzą siedmiobarwne tęcze. Wnosząc ruch i zmienność, dają przedmiotom zapełniającym pokój, ułudny pozór życia. Tylko skrzywiona matka pana Włodzimierza fascijnacji nie ulega; Pozostaje wciąż jak była.
Pod biurkiem leży pies, wierny Hulaj, z drzemki obudzony, i oczy dobre, miłujące, zwraca w stronę Ziarneckiego. Lecz pan nie odpowiada; polizany w rękę, nie głaszcze życzliwie; patrzy, a nie widzi, nie śpi, a trwa w bezwładności i bezruchu.
Wylękły ogromnie, pies zaczyna się kręcić po pokoju: chodzi, siada, wstaje, drepcze, przechyla głowę to w prawo, to w lewo i wzrokiem zdumionym obserwuje... Wygląda, jak gdyby się dorozumiewał, że coś złego tutaj zaszło. Bo Hulaj jest psem doświadczonym: z niejednego pieca chleb jadał, niejedno wycierpiał a przetrwał — bo Hulaj zna życie.
Jeśli dolę człowieka zowiemy nieraz psią, psia bywa bardzo do ludzkiej podobna; tak samo wśród perypetji losu przez czyśćce, piekła, nieba naprzemian się wijąca. Tak samo uśmiechy ma radosne, tak samo roz pacza, wygrane i przegrane, tryumfy i porażki, wykolejenia i bankructwa, postępki liche, marne i czyny wspaniałe. Miewa wielkie wygrane, lecz nie obce jej i samobójstwa, tem godniejsze od ludzkiego, że nie wiedzie doń egoizm, a tem cięższe, że bierne i nie mogące być dziełem jednej chwili: