Strona:Karolina Szaniawska - Dobrodziej mimo woli.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

u tatusia głuby pan i bałdzo się gniewał...
— Bo tatuś niema łubla! — dodała figlarnie.
Innego razu przyniosła nowinę:
— A wiesz?... Kasia sobie poszła, bo tatuś niema łubla, a mamusia niema lekci.
Ziarnecki wszedł w porozumienie z głubym panem, na skutek czego gniew się nie powtórzył. Rządca zaspokojony, przyrzekł niby czekać do pewnego czasu. Zatrzymać Kasię było trudniej; tego pan Włodzimierz potajemnie zrobić nie mógł, mimo, iż z całego serca pragnął. Kasia nie wróciła.
Bo tatuś niema łubla!... Nieszczęsny łubel w każdej rozmowie się pojawiał, ale dziewczynka nie znała go chyba, czy może wiedziała już cośkolwiek o prawach własności. Bawiła się często u pana Włodzimierza błyszczącemi monetami; gdy wszakże jako cacka do kieszonki jej wkładał, dziękowała uprzejmie, lecz nigdy nie wzięła.
— Szlachetna i dumna! — zachwycał się Ziarnecki małą.
— A oni ją obili! — wzdychał, wspomniawszy pierwsze spotkanie na schodach.
Panna szlachetna i dumna kręciła się po pokoju, świergocząc jak ptaszę. Opowiadała psu bajkę niezmiernie zajmu jącą o myszach, kotach i dobrej dziewczynce, która dla całej tej gromady przyrządzała obiad. Hulaj słuchał w skupieniu. Ziarnecki rozmyślał.
Jest dziś niewątpliwie chory. Jest