Strona:Karolina Szaniawska - Dobre wychowanie.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mu zadaniu całkowicie przez szereg lat, pilnując nie tylko przepisów hygieny, lecz każdego drgnienia duszy, formując nie tylko dobry układ, lecz charakter, budząc nie tylko zdolności i talenty, lecz nadewszystko poczucie honoru; chroniąc nie tylko od pochylania kręgosłupa, lecz od ulegania wadom wrodzonym i skłonnościom.
Dziecię — ten mały niedołężny człowiek jest zagadką psychologiczną, mocno skomplikowaną i zawiłą. To nie tylko syn ojca i matki, dziedziczący po obojgu wady i zalety, lecz wnuk dwóch par dziadków, prawnuk czterech, a praprawnuk ośmiu. Z pokolenia w pokolenie pierwiastki złe i dobre na organizm jego fizyczny i duchowy się składały; jaki rezultat wypadł, co z nich odpadło, co zostało, co w mniejszej cząstce a co w większej, co tli się słabo i wygaśnie, a co płomieniem buchnie?... Wielkie X niewiadome — prawdziwe greckie fatum!
I oto młoda matka bierze w niewprawne dłonie ster wątłej łodzi, sądząc, że ma przed sobą spokojną toń jeziora, puszcza się na pełne morze. Skał podwodnych nie domyśla się nawet, niebezpieczeństwa nie przeczuwa. Taką błogą pewność, taką ufność — mogą tylko posiadać anioły.
Sfinksowo milczące oczy dziecka nie wydają jej się straszne, lecz słodkie, dusza, czystą białą kartą, na której ona pisać będzie; gliną, z której ulepi, co tylko by zechciała, tchnie własnego ducha i skarbami serca uposaży. Nie pyta o dziadków, prapradziadków, kim oni byli, gdy o ujemne strony idzie, gotowa zawsze wierzyć w istnienie wyłącznie dodatnich, które jej dziecko odziedziczyć musi.
Gdy jest dobra, czysta, święta, zwycięża nieraz usilną swoją pracą — zwycięża nawet bardzo często. Tworzy, niby mistrze i groźne fatum, klątwę dziedziczności pokonywa. Fi-