Strona:Karolina Szaniawska - Dobre wychowanie.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nie tłómaczono mu też wcale, tylko który ze starszych panów szepnął chłopakowi:
— Cóż to! baba jesteś?... Używaj życia, dopóki pora! Każdy z nas tak samo robił — młodość wyszumieć musi.
Pobłażliwy uśmiech ojca, dziadka, wujaszków, ba! nawet i mamy rzucał młodego mężczyznę na fale rozhukane, przyciszające się dopiero, gdy uczuł wstręt i przesyt, gdy stracił już część zdrowia i po za siebie obejrzał się z żalem... Ile skarbów ducha przepadło bez śladu w tym odmęcie piekielnym, ile cennego materyału energii młodej, ile zadatków szczęścia, dobrobytu!... Nieraz na dalszą drogę życia pozostawały tylko strzępy — łachmany pełne błota i zgnilizny: duch nie wierzący w dobro, czystość, bezinteresowność, nie uznający cnót i zasad — krew zepsuta, nerwy stargane, trup w ciele żywem — smutna parodya człowieka.
I taki zakładał rodzinę!... a zakładając ją, chciał w towarzyszce swojej tych wszystkich zalet, których istnieniu przeczył, tych skarbów, które sam roztrwonił. Niektóry wątpliwości pełen, pełen obaw, poszukiwał umyślnie osoby nieładnej, ta bowiem nie zostaje narażona na pokusy, inny widział swój honor bezpiecznym jedynie w rękach kobiety tępego umysłu lub małego wykształcenia, ta bowiem nie potrafi go oszukać. (?) Sakrament uświęcał taki dobór, dwoje ludzi łączył związkiem nierozerwalnym do śmierci. Co za okropna męka!...
Wychowawca nie da wychowańcowi swemu carte blanche na wyszumienie. Powie mu:
Masz obowiązek strzedz czystości swojej, tak samo, jak jej strzedz powinna twoja siostra. Lekceważenie moralności hańbi zarówno ciebie,