Przejdź do zawartości

Strona:Karolina Szaniawska - Bogacz.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Wujowie chowali się zupełnie jak dziewczęta — wtrącił Józio.
— Co za różnica być tu może! — odparł pan Seweryn, — pracowali. Gdybym miał córki, pracowałyby tak samo — i to z braćmi razem. Nie ja sposób ten wynalazłem — od ludu go wziąłem i powiadam, że jest najlepszy. Gdy w chacie niema dziewcząt, chłopak niańczy braciszka, chłopak też razem z dziewczyną pomagają matce w domu, w polu razem pracują, a jeśli jakiem zatrudnieniem dzielą się, nie dlatego, że marniejsze podejmuje dziewucha, lecz że nieco lżejsze. Uczciwy podział i miły wspólny trud!
— Jabym się babskich robót wstydził.
— Tak, wstydziłbyś się, uważasz je za nic. Ponieważ są mało popłatne, myślisz że niepożyteczne. To błąd ogromny, od którego synów moich uchroniłem. Oni wszystko robią; nie byli też nigdy dziećmi niedołężnemi, których trzeba na każdym kroku pilnować i obsługiwać, lecz od lat najwcześniejszych małymi, rozwijającymi się ludźmi. Praca urozmaicona zastępowała im też później zabawę; między nauką a wypoczynkiem szyli prali, smażyli konfitury. Utrzymywaliśmy też pasiekę — pięciu mężczyzn w domu — bo był