Przejdź do zawartości

Strona:Karolina Szaniawska - Bogacz.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przez kramarzy wędrownych, jak u Słowaków, którzy trafiają i do nas.
Stanie się, jak żądają; choć nie po jej myśli poszło, panna Zocha jest szczęśliwą. Wierzy w przyszłość. Myśl — jak ziarno — musi dojrzeć zanim wyda plony.
Pan Horski zaprzyjaźnił się z Joasią i Józiem; oni też na wyścigi służą mu: wożą go po ogrodzie, przynoszą z biblioteki ulubione książki. Nawet Józio spełnia czasem obowiązki sekretarza: listy niektóre pisuje, wszystkie też adresuje i składa do torebki pocztowej.
Pan Horski gra pięknie, panna Zocha śpiewa; na leśniczówce jest fortepian, w Hornowie jest pianino i melodykon, instrument podobny do organów kościelnych. Dzieci nie mogą nasłuchać się dość muzyki, a nadewszystko śpiewu; zawsze jeszcze proszą pannę Zofię, aby zaśpiewała.
Lecz myśl o wyjeździe mąci jasność dnia każdego, przyjemność wieczoru.
Za dwa tygodnie trzeba pożegnać się z dziaduniem, mamą, panem Horskim, panną Zofią, Margieską,