— Dwoje! — odpowiedział drugi biesiadnik. — Syna i córkę. Syn, to tam nic ważnego! Pisze wiersze! Natomiast córka, wyszła za znanego dyrektora Wyssa. Pyszna to kobieta powiadam panom, wszyscy oglądają się za nią na ulicy. Wysmukła, dumna, czarna, jakby pochodziła z południa (babka jej była Włoszką), a namiętna, psiakość… powiadam piec ognisty! Mimo to jednak skromna i obyczajna, a nikt nie może zarzucić najbłahszej rzeczy. Przytem patrjotka gorąca i społeczniczka, zupełnie jak ojciec.
— Pyszna głowa… jak ojciec! — powiedział Wiktor do swego rozumu i dodał: — Ruszże się raz, bowiem płynie stąd mnóstwo nader ważnych wniosków!
Rozum podniósł się od niechcenia, ale po chwili złożył ponownie głowę na łapach, obojętnie, jak leżący na ulicy pies, spostrzegłszy że przeszedł jeno mleczarz z blaszankami.
— To fakt bez znaczenia dla mnie! — bąknął zaspanym głosem.
Po jedzeniu spytał Wiktor płatniczego, gdzie można o tej porze przeczytać dzienniki.
— Najlepiej w kawiarni Scherza, tuż koło dworca. Każde dziecko wskaże panu drogę.
Strona:Karol Spitteler Imago.djvu/21
Wygląd
Ta strona została przepisana.
❋