Strona:Karol May Sąd Boży 1930.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Czy ten młody, biały człowiek, który teraz mówił, nie nazywa się Fletcher?
Znałem dobrze ton, jakim wypowiedział to pytanie. Używał go w stosunku do ludzi, dla których odczuwał pogardę, a nie chciał zaś im okazać swego gniewu.
— Tak — odpowiedział zapytany.
— A więc jest synem starego białego, zwanego Old Cursing­‑Dry?
— Do tysiąca djabłów! Kto pozwala sobie wymawiać tę obelgę?
— Winnetou pozwala sobie, i chciałby zobaczyć człowieka, któryby się za to ważył go karcić!
— Ja ważę się! To przezwisko jest obelgą, której nie mogę ścierpieć! A wogóle gdzie jest mój ojciec? Nie było go przy nas, kiedy nastąpił napad, a więc jest wolny. Nie chcę przypuszczać, mes’surs, że nas stąd wyprowadzacie, mego ojca wystawiając na sztych. W takim razie .... was i przysięgam wam, że...

— Stój! — przerwał mu Winnetou. — Żadnej przysięgi i żadnego przekleństwa więcej! Nie zniesiemy tego! Stary Fletcher jest bezpieczny i jutro się z wami zobaczy. Moglibyśmy pomyśleć o odbiciu waszych rumaków i broni tylko w tym wypadku, gdybyśmy nie mieli ni śladu mózgu w głowie. Winnetou powie wam, co nastąpi: Pa‑

57