Strona:Karol May Sąd Boży 1930.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Uwolnimy? — spytał grubas z radosnem zdziwieniem. — Sądziłem, że lepiej będzie poczekać z tem, póki Pa­‑Utes nie wpadną w ręce Nawajów; wówczas biali i tak będą wolni.
— Winnetou wierzy, że jego biały brat się myli. Kiedy zamkniemy Pa­‑Utes w canonie, nie zwolniwszy uprzednio jeńców, to wrogowie będą mogli nam stawiać warunki, i grozić, że zabiją białych. Jeśli zaś ci będą już wolni, wrogowie będą zmuszeni przystać na wszystkie nasze warunki.
— Słusznie, zupełnie słusznie! Ja także wolę, abyśmy już dzisiaj uwolnili naszych przyjaciół, gdyż będzie to nielada fortel. Ale w jaki sposób ich uwolnimy?
— Brat mój dowie się w chwili stosownej. Winnetou podsłuchał rozmowę wielu Pa­‑Utes; dowiedział się, dlaczego jeszcze nie wyruszyli, i w jakich okolicznościach napadli na białych. Między dwoma zabitymi jest syn wodza; uroczystość pogrzebowa potrwa zatem do jutra rano. Grób jego bowiem musi być bardzo wysoki. Jeszcze po północy będą musieli nad nim pracować. Wódz jest wściekły, i, bardzo być może, zabije jeńców, aby ich dusze obsługiwały go w Wiecznych Ostępach.
— All devils, to byłoby przeraźliwe!

— Byłaby to tylko zemsta, której czerwo-

40