Strona:Karol May Sąd Boży 1930.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

myśleć o Pa­‑Utesach. Mam nadzieję, że jeszcze nie wyruszyli?
Ponieważ Winnetou nie odpowiadał, Dick dodał:
— A może się mylę, i wrogowie już opuścili obóz?
Łagodny uśmiech drgnął na męskiej twarzy Apacza, kiedy odpowiedział wymijająco:
— Rosa spada w swoim czasie, a słońce świeci w swoim. Dlaczego brat mój nie czeka, aż nadejdzie pora opowiadania?
— Poprostu dlatego, żem ciekawy, — odpowiedział grubas z komiczną szczerością.
— Squaw może być ciekawa, a nie mężczyzna, tem bardziej, kiedy jest takim wojownikiem, jak Dick Hammerdull. Jednakże ciekawości brata mego zadość się stanie. Pa­‑Utes jeszcze nie wyruszyli.
— Gdzież są?
— W obozie, na który uprzedniego dnia dokonali napadu. Winnetou zliczył ich dokładnie; jest tam dwakroć po stu mężczyzn i sześćkroć po dziesięciu. Przywodzi im Pats­‑avat[1], wódz Pa­‑Utesów.
— A jeńcy?

— Leżą spętani, ale całkiem zdrowi i niezranieni. Uwolnimy ich w najbliższą noc.

39
  1. Wielki Mokasyn.