Przejdź do zawartości

Strona:Karol May Sąd Boży 1930.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rzyliby się swemu przezwisku toastów. Harmmerdull musiał opisać nam dokładnie miejsce obozu.Na zakończenie dodał:
— Prawdopodobnie jednak nie zastaniemy już tam czerwonych; jestem przekonany, że nas ścigają. Dlatego nalegam bardzo, abyśmy szybko podążyli do Nawajów.
— Jesteś w błędzie Dicku, — odpowiedziałem. — Nie ścigają was bynajmniej. Gdyby Pa­‑Utes wiedzieli, że trzej biali zbiegli, widzielibyśmy ich tu już dawno. Są bezwzględnie przeświadczeni, że wszyscy biali wpadli w niewolę.
— Ale nasze ślady! Wszak z nich musieli wnosić, żeśmy pojechali na polowanie!

— Jakeś mówił, napad nastąpił wczoraj wieczorem po zapadnięciu zmroku, a dziś rano ślady wasze były już tak nieznaczne, że niepodobna określić, czy powstały po napadzie, czy przed nim. Wasi zaś towarzysze będą się stanowczo wystrzegać, zdradzić was, gdyż od waszej ucieczki zawisło ich ocalenie. Dodajmy do tego, że Indjanie znajdują się na ścieżce wojennej, i że przeto nie mogą taszczyć ze sobą trupów. Zagrzebią ich więc na miejscu. Wprawdzie skrócą tradycyjny ceremonjał, mimo to przed jutrzejszem południem nie będą jeszcze gotowi. Poza tem nic ich nie nagli — czekają powrotu swoich wywiadowców, nie wiedząc, że wpadli w ręce na-

28