Strona:Karol May - Zmierzch cesarza.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Z pośpiechem poczyniono ostatnie przygotowania do ich przyjęcia. Grandeprise polecił towarzyszom, aby się schowali za blokami skalnemi, któremi usiane były zbocza drogi. Wziąwszy psa, postanowił sam wyjść na spotkanie wrogów. Zdecydowano strzelać tylko w razie obrony koniecznej i nawet w tym wypadku nie w głowę i nie w serce, aby można było wziąć obydwu żywcem. Po chwili każdy znalazł się na swym posterunku, a nad Czarciem Źródłem zapanowała znowu martwa cisza.
Cierpliwość czekających wystawiona została na dosyć długą próbę. Strzelec gotów był nawet przypuszczać, że Mindrello się pomylił, lecz nagle usłyszał odgłos spadającego kamienia. Po niedługiej chwili Grandeprise, Mariano i Mindrello usłyszeli z krańca drogi głosy i ujrzeli wśród skał głowy — — Henrica Landoli i Gasparina Corteja. Tylko dobry znajomy mógł w tych wynędzniałych ludziach o zapadłych oczodołach rozpoznać zbiegów z Santa Jaga. Dziesięć dni przemęczania i głodu pozostawiło na kwitnących dawniej twarzach przeraźliwe ślady. Gdy obydwaj dojechali do szczytu przełęczy, Gasparino wydał okrzyk radości i zsiadł z konia. Właściwie zwlókł się z niego. Również Landola, choć bardziej powściągliwy od towarzysza, nie mógł ukryć zadowolenia na widok miejsca, dogodnego do wypoczynku.
Cielo! Tę drogę będę długo pamiętać — westchnął Cortejo, siadając nad wodą. — Istna męka! Nie bardzo wam jestem wdzięczny, żeście nie znaleźli lepszej.
— Byłem pewien, że zamiast wdzięczności spot-

23