Strona:Karol May - Zmierzch cesarza.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Powtarzam raz jeszcze, że nazwiska nie wymienię. Szukaj pan wśród... adjutantów...!
— Oświadczam, że to nikczemne kłamstwo!
— Zbyteczne oświadczenie. Ten człowiek śledził pana dzień i noc, podsłuchiwał każde słowo...
— A jednak to kłamstwo! — wybuchnął Miramon.
Pah! — brzmiała pogardliwa odpowiedź. — Słowa pana nie mają najmniejszego znaczenia. Wiemy, co zaszło. Gdy wszyscy trzej pójdziecie na miejsce kaźni, ludzie będą się litować nad Maksymiljanem, będą podziwiać wiernego Mejię. O tem, jakie uczucia panu towarzyszyć będą, wolę nie mówić. Przypuszczam, że się sennor sam domyśla.
Po tych słowach sędzia opuścił więzienie.
Miramon pozostał w okropnym nastroju.
— Ten człowiek chciał powiedzieć, że będę otoczony — — pogardą! Ah, gdybym był wolny! Kreatury Zapoteki nietylko odnosiłyby się do mnie z szacunkiem, lecz nauczyłyby się strachu przede mną!
Był niezdolny do skruchy. Nawet spowiednikowi nie udało się skłonić go do niej. — — —
Jedno z pism amerykańskich podało następującą wiadomość:

Maksymiljan i jego najwybitniejsi generałowie zostaną zapewne w dniu jutrzejszym rozstrzelani.

Widać z tego, że zagranica nie miała wątpliwości co do losu jeńców. Każdy rząd ma prawo do uznawania za zdrajców i karania tych, którzy siłą i podstępem

118