Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   81   —

sowem ukryciu, ja zaś z Halefem wyjdę na zwiady. Jeślibym jednak nie wrócił do następnego południa, to sir Dawid ma na moim karym udać się pod przewodnictwem węglarza do Bistanu i tam czekać na mnie przez dni czternaście.
— Jeślibym do tego czasu nie powrócił razem z Halefem — dodałem — w takim razie nie żyjemy, a wy, sir Dawidzie, możecie objąć po mnie spadek.
— Hm! Testament! To straszne! Wytłukłbym cały Kurdystan! Spadek? Co takiego? — zapytał dzielny syn Albionu.
— Mój koń — odrzekłem.
— Nie chcę go! Jeśli zginiecie, to niech cały kraj ten przepadnie razem z wszystkimi końmi, wołami, owcami, Bebbehami, ze wszystkiem! Well!
— Wiecie zatem już wszystko. Mam jeszcze tylko dać wskazówki Kurdowi z Banny.
— Tylko wytłómaczcie mu wszystko jasno, sir! Nie potrafię się z nim ani słowem rozmówić. Piękna rozmowa! Nadzwyczajna przyjemność! Pyszne! Mogłem w Old England zostać! Nie potrzeba mi fowling-bullów! Yes!
Musiałem go zostawić w tej łagodnej rozpaczy, a sam pouczywszy Alla, jak ma postąpić, zarzuciłem obie strzelby na ramiona i powierzyłem się przewodnictwu Halefa.
Prowadził mię tą samą drogą, którą rano tu przyszedł i dowiódł przytem, że był moim uczniem pojętnym. Umiał wyzyskać najdrobniejsze ukrycie, oceniał bystro teren, a nogi stawiał zawsze tak ostrożnie, że nawet Indyaninowi z trudem tylko byłoby się udało iść naszym śladem bez przerwy.
Szliśmy ciągle pomiędzy drzewami, ale zawsze tak, że pomiędzy pniami mieliśmy przed sobą wolne pole. Psa miałem z sobą, a że szliśmy ciągle pod wiatr, więc nie było obawy, żeby nas kto mógł zaskoczyć.
Wkońcu doszliśmy do okolicy, w której na nas