Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   59   —

— Dwa piastry na dzień.
— Ja płacę. Zrozumiane?
— Dobrze, sir!
Ponieważ i Haddedihnowie zgodzili się, żeby zabrać Kurda jako przewodnika, więc wziąłem go na egzamin.
— Czy słyszałeś kiedy o jeziorze Kiupri?
— Byłem tam.
— Jak tam daleko?
— Czy chcecie widzieć dużo wsi, czy mało?
— Chcemy spotkać jak najmniej ludzi.
— To potrzeba będzie sześciu dni.
— Którędy droga?
— Idzie się aż do rzeki Berocieh, a potem w góre biegu wody aż do Amehdabadu. Potem ciągnie się przesmyk na prawo, wiodący do Kiccelciehu, a tam już widać wodę, płynącą do jeziora Kiupri.
Ku memu wielkiemu zdziwieniu i zadowoleniu była to ta sama droga, którą wyznaczyłem. Kurd Bulbassi, który mi ją opisał, był zatem dobrym sprawozdawcą.
— Czy chcesz nas poprowadzić? — zapytałem go ponownie.
— Panie, mogę was poprowadzić, dopóki w kierunku Bagdadu nie dostaniecie się na równinę! — odpowiedział.
— Jak poznałeś te drogi?
— Prowadziłem handlarzy, co jadą w góry objuczeni, a wracają późno. Wówczas nie byłem jeszcze kymirdarem
Ten człowiek był dla nas mimo swego brudu prawdziwą perłą. Wyglądał trochę na ograniczonego, lecz miał widocznie dobre serce i zdolne do przywiązania. Nie zwlekałem więc z wynajęciem go na przewodnika
— Poprowadzisz nas aż na równinę i otrzymasz za wszystkie dni po dwa piastry. Jeśli nam wiernie będziesz służył, to możesz sobie kupić konia, którego darujemy ci potem. Zgadzasz się?
Konia! To było dlań niesłychane bogactwo. Chwy-