Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/565

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   497   —

— Jestem szaijad es semek[1] i odbywam podróż.
— Skąd?
— Z Inada nad morzem.
— Dokąd się udajesz?
— Do Sofii, w odwiedziny do krewnych. Nie byłem nawet godziny w Edreneh. Przybyłem tutaj w nocy i wyjechałem drugą stroną. Później spotkałem wóz.
— Nie jesteś rybakiem, lecz kłamcą. Czy możesz dowieść, że pochodzisz z Inada?
— Poślij tam, a powiedzą ci, że mówię prawdę.
To zuchwalstwo wyprowadziło niemal kadiego z równowagi. Zwrócił się do Isli i zapytał:
— Islo Ben Maflej, czy rzeczywiście widziałeś tego człowieka w stambulskim klasztorze „tańczących“?
— Tak — odrzekł zapytany — to on jest. Zeznaję to pod przysięgą na brodę proroka i brody moich ojców!
— A ty, Kara Ben Nemzi, effendi, czy widziałeś go tam także w klasztorze?
— Tak — odpowiedziałem — rozmawiałem z nim nawet.
— I twierdzisz, że to ten derwisz?
— Tak, to on. Przyznał to przecież jeszcze wczoraj wieczorem, a nawet dzisiaj. Zdaje mu się teraz, że się wykręci kłamstwem.
— Przysporzy sobie tylko nieszczęścia. Jak dowiedziemy mu jednak, że macie słuszność?
To było dziwne pytanie!
— Czy to nie on ma udowodnić, że my nie mamy słuszności? — odrzekłem.
— To słuszne! Ale w takim razie posłać muszę do Inada.
— Czy pozwolisz mi zadać jedno pytanie?
— Mów!
— Widziałeś wczoraj kartkę, którą znaleźliśmy wczoraj w stajni handżii?

— Tak, effendi.

  1. Rybak