Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/539

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   477   —

— To wy strąciliście go z wieży!
— Kto ci to powiedział?
— Ten człowiek. Przybyłem do Edreneh, nie wiedząc o niczem. Zawołano mnie do ojca. Szukałem go u Hulania, nie mówiąc, kim jestem i dowiedziałem się, że jest w niewoli. Uwolnił się bez mojej pomocy. Ten człowiek, to jego sługa, który mieszkał z nim u Hulama. Twój przyjaciel i obrońca, hadżi Halef Omar, opowiedział mu wszystko, a w ten sposób i do mojej wiadomości to doszło. Szukałem ojca mego u handżii Doksatiego, ale już był odjechał. Wy znajdowaliście się w stajni i myśmy was śledzili. Dowiedziałem się, że jesteś Nemcze i dlatego musiał jeden z nas czekać na was na rogu ulicy i powiedzieć tobie, że zachorował pewien Nemcze. A teraz mamy cię już w naszym ręku. Jak sądzisz, co z tobą zrobimy?
To wyjaśnienie dawało właściwie sporo materyału do namysłu; nie zaprzątałem się tem jednak, lecz odpowiedziałem prędko:
— O życie swoje nie boję się. Wy nie zabijecie mnie....
— Dlaczego nie? Wszak jesteś w naszej mocy!
— Ale w takim razie przepadłby dla was okup, który mogę zapłacić.
Oczy mu zaświeciły. Trafiłem w sedno. Mogli mnie przecież sprzątnąć ze świata po odebraniu pieniędzy. Spytał więc:
— Ile chcesz dać?
— Na ile mnie cenisz?

— Wartość twoja nie większa od ceny agreba[1] albo ilona[2]. Oba są jadowite i zabija się je, gdzie się dopadnie. Życie twoje nie warte ani dziesiątej części jednego para. To jednak, co nam zrobiłeś, wymaga wielkiej kary i dlatego powinieneś zapłacić dziesięć kup! Ach! Powiedział mi więc wyraźnie: dziesięć kup, to tylko kara, a potem życie moje nie warte mimoto ani

  1. Niedźwiadka.
  2. Węża.