Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/538

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   476   —

kiem usłyszysz, jeśli okażesz szacunek dla mojej brody, jaki nakazuje ci prorok!
Była to zamierzona obelga. Przez słowo „chora“, taniec, rozumie Turek owe zmysłowe ruchy, jakie dozwolone są tylko niewiastom, których jednak mężczyzna starannie się wystrzega. Taniec derwiszów jest inny i uchodzi za święty. Było to więc najcięższą obelgą, że jego nazwałem choradżim, a członkom zakonu odmówiłem rozumu. Przygotowałem się więc na nowe kopnięcia i byłem nie mało zdumiony, gdy rzucił mi wprawdzie płonące gniewem spojrzenie, ale potem spokojnie usiadł na ziemi. Drugi stał dalej.
— Gdybyś był muzułmaninem, wiedziałbym, jak ciebie skarcić — rzekł derwisz; — ale chrześcijanin nie może nigdy obrazić prawdziwego wiernego. Czyż ropucha zdoła powalać słońce? Chcę się niektórych rzeczy od ciebie dowiedzieć. Ja będę pytał, a ty masz odpowiadać!
— Jestem skłonny do odpowiedzi, jeżeli tylko pytania będą tak uprzejme, jak tego mam prawo żądać.
— Czy jesteś tym samym francuskim lekarzem, który w Damaszku zniweczył zamiary usty?
— Tak.
— Czy spotkałeś potem ustę w Stambule?
— Tak.
— Strzeliłeś do niego, kiedy wskoczył do wody?
— To nie ja, lecz mój służący.
— Czy widziałeś ustę już potem?
— Tak.
— Gdzie?
— Pod wieżą w Galacie, gdy już był trupem.
— A zatem to prawda, co opowiada mi ten człowiek!
Wskazał przytem na trzymającego lampę.
— Ty nie wiedziałeś, że usta nie żyje? — pytałem.
— Nie. On zniknął. Znaleziono Kolettisa zabitego, a obok zwłoki, których nikt nie znał.
— To był usta!