Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/518

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   456   —

Czyż nie wiesz, że wielkorządca wymaga od ciebie pomocy, skoro idzie o schwytanie zbiegłego zbrodniarza?
Teraz wierzył już na pewno, że jestem przebranym kawasem. Zdjąłem kaftan, a on zarzucił na mnie płaszcz i owinął mi na głowie chustę w kształcie turbanu. Dawszy mu w zastaw wspomniane przedmioty, stanąłem u wejścia, by tam zaczekać.
Nie spuszczałem oka z Ormianina. Stał jeszcze za bramą i śledził. Gejindżi[1], idąc za kierunkiem mojego wzroku, zobaczył, na kogo skierowałem swoją uwagę!
— Effendi, czy masz na myśli tego człowieka, który tam stoi za bramą?
— Tak.
— Przeszedł tędy dopiero.
— Tak jest.
— I powitał mnie.
— Tego nie zauważyłem. Czy jesteś jego znajomym?
— Tak. Kupiłem od niego ubrania. Czy przypuszczasz, że to jest zbrodniarz?
— Dowiem się o tem. Jak się nazywa?
— Jesteś sługą padyszacha i dlatego będę wobec ciebie uczciwym. Powiedz, co chcesz wiedzieć!
— Czy szaty, które kupiłeś od niego, były nowe?
— Nie.
— A zatem on nie jest tarzi?[2]
— O, nie. Poniosłem wielką szkodę. Ubrania były bardzo tanie, ale większą ich część odebrano mi potem, ponieważ pochodziły od ludzi, których napadnięto na ulicy.
— Czy nie ukarano tego człowieka?
— Jest cudzoziemcem i nie można go było znaleźć. Potem zaś, kiedy znowu powrócił i został ujęty, wypuszczono go bezkarnie na wolność za pieniądze.
— Kto on jest?

— Ubiera się, jak Bułgar, ale to jest Ormianin i nazywa się Manach el Barsza.

  1. Handlarz ubrań.
  2. Krawiec.