Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/509

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   447   —

Isla przyskoczył doń i stanął u jego boku.
— Isla Ben Maflej! — zawołał przygnębiony.
— Tak, Isla Ben Maflej, który cię zna, którego wywieść w pole nie zdołasz. A teraz oglądnij się; oto jeszcze jeden, który chce z tobą pogadać!
Odwrócił się w drugą stronę i zobaczył przed sobą Oskę. Zobaczył, że jest zgubiony, jeśli nie uda mu się szybka ucieczka.
— Szejtan was tu sprowadza. Ruszajcie do dżehenny!
Po tym okrzyku odtrącił Islę i chciał umykać. Dobiegł już do kolumn; w tem wysunął się Halef i podstawił mu nogę. Uciekający runął przez nią na ziemię. Oczywiście pochwycono go zaraz i sprowadzono z powrotem do selamliku.
Ten człowiek był przecież tchórzem. Ujrzawszy się otoczonym przez tylu ludzi, nie próbował się wcale bronić; pozwolił się spokojnie związać i posadzić na ziemi.
— Panie, czy wierzysz jeszcze w pobożność tego człowieka? — spytał mały hadżi gospodarza. — Chciał cię okraść, a potem uciec.
— Mieliście słuszność — odrzekł Hulam. — Co z nim teraz się stanie?
Na to wyciągnął Osko rękę ku więźniowi i rzekł:
— On uprowadził mi córkę i wypędził mnie w świat za nią w utrapieniu i serdecznej boleści. On do mnie należy, ponieważ tak nakazują prawa Czarnych Gór.
Na to wystąpiłem ja:
— Te prawa obowiązują tylko na Czarnych Górach, ale nie tutaj. Zresztą książę twojego kraju zniósł już te prawa. Przyrzekliście oddać tego człowieka sędziemu i mam nadzieję, że słowa dotrzymacie.
— Effendi, sędziowie tego kraju są znani — odrzekł Czarnogórzec. — Dadzą się przekupić, a jemu ułatwią ucieczkę. Żądam go dla siebie.
— A co z nim uczynisz, skoro oddamy go w twe ręce — pytał gospodarz.