Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/506

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   444   —

i Osko zaskoczyli podczas jedzenia, zaś my trzej pozostali, mieliśmy uważać, żeby nie uciekł.
Upłynęły jeszcze ze dwie godziny, zanim doszedł nas z podwórza tętent konia, a w kwadrans potem zawiadomił nas służący, że pan zasiadł w selamliku z gościem do wieczerzy. Zeszliśmy na dół.
Brama była zamknięta, a odźwierny otrzymał rozkaz nie wypuszczać nikogo. Zbliżyliśmy się po cichu do selamliku, oświetlonego teraz jasno jedną lampą i usadowiliśmy się za kolumnami. Mogliśmy teraz słyszeć każde słowo, wyrzeczone przez spożywających wieczerzę. Hulam, który teraz bardzo miał się na baczności, zauważył też nasze wejście i nadał rozmowie kierunek, dogodny dla naszych zamiarów. Sprowadził ją na Konstantynopol i zapytał przy tej sposobności:
— Czy bywałeś często w Stambule?
— Kilka razy — odrzekł zapytany.
— Znasz więc miasto cokolwiek?
— Tak.
— A czy znasz dzielnicę, zwaną Baharive Keui?
— Zdaje mi się, że o niej słyszałem. Czy nie leży powyżej Eyub, a po lewej stronie Złotego Bogu?
— Tak. Zdarzyło się tam świeżo coś bardzo osobliwego. Schwytano mianowicie całą bandę łotrów i morderców.
— Allah ’1 Allah! — zawołał przerażony gość Hulania. — Jak to się stało?
— Ci ludzie zajmowali dom, do którego wpuszczano tylko tych, którzy wymówili słowo: „En Nassr“ i....
— Czy to możliwe? — przerwał gość.
W tonie, z jakim wyrzucone zostały te trzy słowa, nie brzmiała przedmiotowa odraza obojętnego słuchacza, lecz podmiotowy przestrach uczestnika. Byłem już przekonany, że to ten, którego szukamy; także siedzący koło mnie Osko szepnął, choć zbytecznie:
— To on. Widzę dobrze jego twarz.
— Ale słowo to podsłuchano — ciągnął dalej Hulam — i wtargnięto z jego pomocą do domu.