Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/476

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   420   —

zdrawia się go, bo inaczej można ujść za niemego lub niewykształconego. Nie należy też samemu rozpoczynać rozmowy, lecz zaczekać, aż przyjmujący zagadną, ponieważ pan domu ma prawo dać znak do rozpoczęcia. Kto sądzi o innym, wpierw go nie poznawszy, ten się wielokrotnie pomyli, a od pomyłki tylko krok do upokorzenia. Rozważ moje słowa przychylne z wdzięcznością, gdyż doświadczenie ma obowiązek pouczać młodzież. A teraz możesz mi powiedzieć, jaką masz prośbę!
Jisbaszi opuścił fajkę i usta otworzył ze zdumienia nad mem zachowaniem; naraz wybuchnął szybko:
— To, co ci przynoszę, to nie prośba, lecz rozkaz!
— Rozkaz? Mój synu, to bardzo korzystne mówić powoli, bowiem tylko w ten sposób unika się powiedzenia rzeczy bez zastanowienia! Nie znam w Stambule człowieka, któryby mi mógł rozkazywać. Otrzymawszy sam rozkaz przyjścia do mnie, sądzisz zapewne, że mnie go też masz powiedzieć, ale ty jesteś podwładnym, a ja człowiek wolny. Kto cię do mnie przysyła?
— Człowiek, który wczoraj nami dowodził.
— Masz na myśli miralaja?
Dodałem nazwisko, o którem dowiedziałem się wczoraj od żołnierza. Jisbaszi zrobił minę zakłopotaną i zawołał:
— Ty znasz jego imię?...
— Jak słyszysz! Czy masz jakie życzenie?
— Mam ci nakazać, żebyś nie śledził za nim i do nikogo nie mówił o wczorajszem zdarzeniu.
— Powiedziałem ci już, że nikt nie ma prawa mi nakazywać czegokolwiek. Powiedz miralajowi, że opis wypadku pojawi się w najbliższym numerze „Bassiret“. Ponieważ nie przyjmuję żadnych rozkazów, rozmowa nasza skończona.
Wstałem i wyszedłem do pokoju bocznego. Natomiast jisbaszi zapomniał wskutek zdziwienia języka w gębie i o tem, że ma wstać; dopiero po długim czasie przyszedł mi Halef donieść, że gość wyszedł wśród dosadnych przekleństw.