Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/456

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   400   —

— Widzę, że masz uczciwe zamiary, więc pójdę za twoją radą. Czy macie jaki fez? Te łotry obnażyły głowę wiernego; dostaną za to nagrodę!
— Pożyczę ci mego, oraz tych pistoletów, żebyś nie był bez broni.
— Dziękuję ci, Franku! Otrzymasz wszystko z powrotem. Czuwajcie, najpóźniej za godzinę powrócę.
Odprowadziłem go aż do drzwi, skąd on oddalił się pośpiesznie, trzymając się przeciwległej strony ulicy.
— Zihdi — spytał mnie Omar — czy pozostawią mi Amazata, jeśli się tam po drugiej stronie znajduje?
— Nie wiem tego.
— Przecież moja zemsta najpierwsza!
— Może oficer nie będzie o to wiele pytał.
— W takim razie wiem, co mam czynić. Czy przypominasz sobie moją przysięgę, złożoną na miejscu, gdzie zniknął mój ojciec? Widzisz, pozwoliłem róść włosom i brodzie aż do tej godziny i dziś nie ujdzie mi wróg, którego mam już tak blizko!
Wyszedł do selamliku i usiadł przed rozluźnioną deską. Biada Abu en Nassrowi, jeśli go mściciel dziś znajdzie!
Zgasiłem światło i poszedłem z Halefem za Omarem. Po drugiej stronie musiało się teraz więcej osób znajdować. Słyszałem kilkakrotnie chrapanie i stękanie, jakie wydają palący opium w początkach narkozy. Siedzieliśmy w milczeniu, a po upływie trzech kwadransów zszedłem do bramy, aby tam czekać na oficera.
Upłynęła już przeszło godzina, kiedy ujrzałem po przeciwległej stronie ulicy długi szereg postaci, zbliżających się pocichu. Otrzymały one zapewne odpowiednie instrukcye, gdyż drugi oddział zatrzymał się w tyle, a pierwszy szedł wprost ku naszemu domowi. Na ich czele kroczył oficer ciągle jeszcze w tem samem ubraniu, tylko uzbrojony aż nadto obficie.
— Ach! Oczekujesz nas? — szepnął. — Masz tu twoje pistolety i fez.
Wziął jedno i drugie z rąk postępującego za nim