Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/377

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   333   —

Uważałem dalej i kłóciłem się. Zaprzeczał z początku, lecz przyznał w końcu, że chce się najprzód udać do Baalbek, aby mi pokazać fowling-bulle. Było mi to na rękę, ale straciłem już doń zaufanie. Tak się śpieszył, opuszczając Damaszek i jechał tak nierozumnie, jak gdyby uciekał. Tu znał wszystko widocznie, gdyż podjechaliśmy wprost pod ten mur, a on powiedział mi, że w tej dziurze doskonały nocleg. Spaliśmy, a konie stały na dworze. Wtem usłyszałem, jak przez sen, parskanie koni, a potem sięgnął mi ktoś ręką do kieszeni. Zbudziłem się, był już dzień; zauważyłem brak portfelu. Szybko zerwałem się i pochwyciłem za strzelbę. Tłómacz odjeżdżał precz. Złożyłem się i wypaliłem, wskutek czego koń jego upadł. On chciał oderwać przytroczony do siodła pakunek, ale przytwierdzony był zbyt mocno, a kiedy się zbliżyłem, musiał uciekać. Zabrałem pakunek, a otworzywszy go, znalazłem w nim złote biżuterye i drogie kamienie.
— Co było w waszym portfelu?
— Ach! Oh! Same kosztowności: plaster, nici, igły i tym podobne rzeczy. Pieniądze miałem gdzieindziej. Well!
— Słuchajcie, sir, to się składa zarówno niezwykle, jak szczęśliwie. Człowiek, do którego należą te klejnoty, jest ze mną.
— Zawołajcie go niech je sobie zabierze!
— Gdzie one?
— O, tutaj.
Poszedł do otworu, przyniósł paczkę i rozwinął ją. Oprócz koszuli i chusty turbanowej, znajdowały się tam same kartony i etui. Nakryłem te rzeczy i wypaliłem dwakroć ze strzelby. W odpowiedzi na to zabrzmiał strzał z nieznacznej odległości. Wsunąłem teraz Lindsaya i tamtych trzech do dziury, aby sobie niespodzianki nie zepsuć. Niebawem nadeszli Halef i Jakób Afarah. Ujrzeli tylko mnie, a obok paczkę na ziemi.
— Czy strzelałeś, zihdi? — spytał Halef.
— Tak.
— Więc znalazłeś coś?