Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/369

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   325   —

Sebdani jest pięknie zabudowaną wsią z okazałemi budowlami i żyznymi ogrodami, pomimo że leży na dość znacznej wysokości. Mieszkańcy są przeważnie Maronitami. Kawasi wyszukali wnet kwatery dla nas i dla siebie, w których było nam dobrze.
W Sebdani dowiedzieliśmy się tylko, że nocował tutaj przewodnik, ale naczelnik gminy wysłał posłańca do następnej wsi Sziit, aby zasięgnąć tam wiadomości. Wróciwszy wieczorem, doniósł nam posłaniec, że Inglis tam przepędził noc, a potem z jednym tamtejszym człowiekiem, ze służącym i dragomanem ruszył do Sorheir. Czy miał potem jechać dalej, tego nikt nie mógł nam powiedzieć.
Zaledwie nazajutrz ranek zaszarzał, ruszyliśmy dalej. Zostawiliśmy za sobą winnice i morwowe ogrody Sabdani, aby się dostać do Sziit. Tłómacz mówił, jak mi to powiedziała śpiewaczka, o jakimś handlu oliwą w Birucie. Handel był oczywiście kłamstwem, ale Biruta musiała być jego celem, gdyż, co się tego tyczy, musiał Anglikowi powiedzieć prawdę. Dlaczego zaś udał się tędy, a unikał właściwego gościńca z Damaszku, to można sobie było wyjaśnić z łatwością.
W Sziit dotarliśmy do wysoko położonych źródeł Barrady. We wsi znaleźliśmy potwierdzenie tego, co doniósł nam posłaniec sebdański, i pojechaliśmy ku Sorheir. Droga prowadziła w dół, przyczem pokazało się, że kawasi mieli złe konie. Wytrzymały one jazdę wczorajszą, ale do drugiej takiej nie były już zdolne. Konie wynajęte przez Jakóba były także do niczego i jazda wolniała od kwadransa do kwadransa. W ten sposób niepodobna było doścignąć ludzi, którzy wyprzedzili nas o ośm do dziewięciu godzin drogi.
Poddałem Jakóbowi myśl, że ja pojadę z Halefem naprzód, ale na to nie przystał, twierdząc, że mimo kawasów będzie bez nas czuł się opuszczonym. Musiałem porzucić ten zamiar korzystny, pocieszając się ostatecznie nadzieją, że Lindsay przy swej namiętności do