Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/367

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   323   —

— To Abu Medżach, chabir[1], który prowadził Inglisa.
— To ty?! — zawołał Jakób. — Gdzie go zostawiłeś?
— W Sebdani, panie.
— Ilu z nim było ludzi?
— Dwóch, dragoman i służący.
— Kto jest ten dragoman?
— Powiada, że pochodzi z Konieh, ale to nieprawda. Mowa jego nie jest mową ludzi z Konieh. To kłamca i oszust.
— Po czem to poznajesz?
— On oszukuje Inglisa; zauważyłem to dobrze, chociaż nie mogłem mówić z Inglisem.
— Czy ma z sobą dużo pakunków?
— Pakunki i konie juczne należą do Anglika. Dragoman ma tylko kilka pudełek, które muszą mieć dla niego dużą wartość.
— W którym domu zostali?
— W żadnym. Zapłacili mi w Sebdani, skąd mogłem już wrócić do domu; oni jednak pojechali dalej, chociaż konie ich niemal padały ze znużenia. Ja odpocząłem u krewnego, a teraz wracam do Damaszku.
Zależało mi na tem, żeby dowiedzieć się, jak wyglądał Anglik, a ponieważ, niewiadomo dlaczego, zapomniałem zapytać o to w namiocie śpiewaków przed Damaszkiem, więc uzupełniłem to teraz:
— Czy nie słyszałeś imienia Anglika?
— Dragoman mówił do niego zawsze „ser“.
— To nie jest imię, to znaczy „pan“. Przypomnij sobie!
— Mówił czasem do tego „ser“ jeszcze jedno słowo, ale nie przypominam sobie dokładnie.... Lizeh, czy Linsch.
Jąłem nadsłuchiwać. Byłożby to możliwe! Nie, ani myśli o tem — ale mimo to, zapytałem:

— Może Lindsay?

  1. Przewodnik.